Pörkölt to narodowa potrawa naszych madziarskich braci, czyli coś w rodzaju gulaszu. Potrawa (rzekomo) była początkowo przysmakiem biedoty (głównie pasterzy) ale z biegiem czasu ewoluowała (podobnie jak z brazylijską feijoadą, której jest odpowiednikiem, a o której wkrótce). Składa się z mięsa, dużej ilości papryki oraz cebuli (niektórzy dodają również pomidory). Czyli coś w sam raz dla nas, leśnych dziadów.
Oprócz klasycznych, leśnych utensyliów w stylu siekier, noży, pił z lidla czy krzesiwa exotac i nerki od „Baribala” będziemy potrzebowali:
– mięcha ( tak 700-800 g jakiegoś poprzerastanego, ale dobrego. Łopatka lub golonka może być).
– 2 lub 3 słodkich papryk (preferencje kolorystyczne dowolne).
– dużą cebulę – ząbek lub dwa czosnku – pomidora w ilości sztuk 1 (jeśli duży, a jeśli małe to 2).
– odrobiny oleju (do przesmażenia składników)
– opcjonalnie dla podkreślenia naszej hardkorowatości papryczka ostra (może być Bronowicka Ostra wraz z ziarenkami lub piri piri jeśli ktoś naprawdę ma xXx między imieniem a nazwiskiem w dowodzie). – łyżeczka zmielonej słodkiej papryki (dla smaku i kolorku potrawy). – szczypta soli i pieprzu.
Teraz robimy tak:
Mięcho kroimy w kostkę (jej wielkość zależy od naszych preferencji), cebulę również (możemy w piórka, ale w terenie łatwiej chyba w kostkę machnąć), a ze słodkich papryk wywalamy gniazda z ziarnami (nie chcemy żeby żarło było gorzkie) i kroimy je w kostkę. Kociołek rozgrzewamy, przesmażamy cebulę i dodajemy mięso wraz z papryką. Lekko przesmażywszy, dodajemy pomidora podziabanego na kawałki. Jeśli ktoś lubi wersję hard, to teraz jest dobry moment na dodanie ostrej papryki. Z ziarnami lub bez. Poddusiwszy to trochę dodajemy pokrojony jeden lub dwa ząbki czosnku. Całość dusimy w kociołku do momentu kiedy wszystko będzie zmiękczone adekwatnie do możliwości naszej żuchwy. Jeśli potrawa nam zbyt zgęstnieje możemy ją delikatnie rozcieńczyć dolewając odrobinę wody. Podawać z chlebem, ryżem, kaszą lub podpłomykami.
Smacznego.